Dawid Piasecki…. Od dnia 17 października 2011 roku persona non grata stadionu łódzkiego Widzewa. Sędzia który wypaczył wynik derbowego pojedynku. Zacznijmy jednak od tego co działo się wokół meczu.

Mecz rozpoczynał się o godzinie 18:30 jednak już w południe pierwsi kibice zaczęli pojawiać się pod stadionem  Widzewa. Podgrzewaną od kilkunastu dni atmosferę zarówno na wszystkich forach jak i w prasie aż czuło się w powietrzu. Nie mniejsze napięcie panowało w samym centrum Łodzi gdzie o godzinie 16:30 zebrało się grubo ponad dwa tysiące fanatyków. Czerwone ekipy podążały na miejsce zbiórki z każdej dzielnicy i osiedla miasta włókniarzy.

Władze miejskie za pomocą policji starały się nie dopuścić do spontanicznego przemarszu pod stadion na Piłsudskiego. Dzielni panowie policjanci skrzętnie zapisywali swoje notatniki danymi co rusz legitymowanych osób przy okazji filmując wszystkich zebranych. Stróże prawa w pełnym rynsztunku byli wyposażeni w miotacze gazu, karabiny gładkolufowe i armatki wodne. Miłośnicy zwierząt dostrzegli na pewno konie, psy oraz ważki nie wiedzieć dla czego przez niektórych nazywane helikopterami. Wszystko to aby zapewnić ład i bezpieczeństwo. W trakcie drogi wzdłuż idących chodnikiem podkreślam chodnikiem kibiców jechał specjalny policyjny wóz wyposażony w megafon o potężnej mocy. Co dwie trzy minuty stróż prawa z tegoż megafonu darł się w niebogłosy iż przemarsz jest nielegalny a wejście i blokowanie pasa jezdni będzie surowo karane. Fonia z wizją nijak się miała do rzeczywistości gdyż jedynymi osobami idącymi po jezdni byli uzbrojeni po zęby ….policjanci. Zastanawia mnie czy jakakolwiek inna grupa społeczna w naszym kraju, która chciałaby przespacerować się po jakimkolwiek mieście w celu okazania swego przywiązania do idei którą wyznaje, miałaby taki komfort bezpieczeństwa. Dzięki co chwila dochodzącym mniejszym lub większym grupom spacerowicze dotarli na Piłsudskiego w liczbie prawie trzech tysięcy. Głośny śpiew, flagi na kijach, transparenty z nazwami osiedli, race, achtungi wywarły ogromne wrażenie.  Wokół  stadionu im bliżej do meczu tym tłum gęstniał i niestety jak to zwykle bywa tym razem dzięki nowemu systemowi który sprawdzał ważność biletów i karnetów kolejki do wejścia rosły w zastraszającym tempie. Przykro o tym pisać ale znów ostatni fani wchodzili pod koniec pierwszej połowy. Na trybunach od pierwszych minut fantastyczny doping przeplatany z oprawami nie dał nikomu złudzeń że odbywają się największe derby w kraju. W relacji foto możecie zobaczyć co tym razem nasi ultrasi przygotowali aby uświetnić to widowisko. Na płotach zawisły m.in. specjalnie uszyte flagi z nazwami osiedli i miast których litery tworzyły szale i koszulki ofiarowane dzięki uprzejmości koleżanek z Al. Unii 2. Jeszcze raz dziękujemy! Ze względu na przenikliwy chłód w różnych częściach stadionu zapłonęły szale ŁKS (ich szczodrość nie zna granic – ponownie dzięki), tak więc zmarznięci fanatycy Widzewa mogli się ogrzać. W tym miejscu jak najbardziej poważnie trzeba napisać że derby bez kibiców gości to chory wymysł władz. Piłka nożna dla kibiców!!! W przerwie meczu na murawie przy okazji inauguracji wprowadzenia przez klub napoju energetycznego i finału konkursu na jego nazwę jeden z kibiców odebrał nagrodę w postaci laptopa. Poniżej foto szczęśliwca wraz z nagrodą :). Wracając do trybun to nie sposób nie wspomnieć o kimś o nazwisku probierz. Celowo z małej litery. Jeśli ten jegomość myślał że ujdzie mu na sucho zniewaga jakiej się dopuścił to się grubo pomylił. Są wartości na które się nie pluje. Są pieniądze których nie warto podnosić z ulicy. Może i żadna praca nie hańbi ale czy może tak powiedzieć ktoś kto ma swobodny jej wybór? Cały stadion łącznie z trybuną krytą dał mu do zrozumienia co o nim myśli. Judasz.

Nasz FC Kutno jak przy okazji każdego ważnego meczu wyjątkowo się zmobilizował. Po umówionej zbiórce wszyscy ruszyli kolumną w kierunku Łodzi. Karnetowcy w 100% pojawili się jak zwykle pod zegarem. Osoby które zazwyczaj kupują bilety ze względu na bardzo duże zainteresowanie i problemy z ich zakupem rozsiane były po całym stadionie. Nie zabrakło też ekipy integracyjnej która ostro przybalowała w trakcie spotkania i trzeba było siłą ich zabierać  z powrotem do Kutna. Śmiechu było co niemiara.

Wracając do samego meczu to na pewno nie można odmówić naszym piłkarzom woli walki. Widać było, że chcą i dają z siebie bardzo dużo. Niestety czasami jednak gdy się czegoś pragnie, wszystko wokół sprzysięga się przeciwko nam. Bramka robi sie zbyt mała, piłka nie chce się słuchać a jak do tego dodać sędziego który ma kłopoty ze wzrokiem to robi się grząsko. Tak niestety było w przypadku tego meczu. Porażka bez wątpienia boli ale co tam, raz na 14 lat to i w Izraelu śnieg pada.

Na koniec jeszcze kilka słów o strzelcy jedynego gola. Marcin Mięciel. Każdy piłkarz po strzelonej bramce w taki bądź inny sposób wyraża swą radość. Radość Mięciela była jednak specyficzna. W geście radości uniósł rękę i pokazał ułożony z palcy dłoni znak litery L. Gdyby ktoś nie wiedział to jest to międzynarodowy znak nawiązujący do języka angielskiego a oznaczający słowo LOSER. I znów gdyby ktoś nie wiedział bądź nie znał angielskiego to tłumaczę LOSER = FRAJER. Co najmniej dziwne zachowanie bo jak może kogoś duma rozpierać pokazując znak frajera. Co na to kibice ŁKS? Pewnie im to nie przeszkadza, w końcu spadł śnieg i trzeba się radować.

Na meczu obecnych około 100 kibiców chorzowskiego Ruchu. Z nieproszonych gości m. in. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski, członek Platformy Obywatelskiej który z trybun usłyszał retoryczne pytanie “Co tu robisz, wśród kiboli?” oraz Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska która w pewnym stopniu przyczyniła się do tego, że na trybunach nieobecni byli goście a mimo tego sama sympatyzując z ŁKSem miała czelność oglądać  mecz z sektora dla VIP-ów.

Podziel się!
  • Facebook
  • Blip
  • Drukuj
  • email
  • Śledzik
  • RSS
  • Wykop
  • Twitter
  • Dodaj do ulubionych
  • Google Bookmarks
  • PDF